poniedziałek, 7 listopada 2011

STARCIE KRÓLÓW



I stało się to, co się stać musiało – książka mimo swoich 900 (!)stron musiała się kiedyś skończyć. W ogóle to wszystkie książki mają ten ogromny minus, że się kończą. Zazwyczaj pozostawiają w moim umyśle mniejszą lub większa pustkę myślową. Ta pozostawiła ogromną. Nie potrafię jasno myśleć o niczym innym. Po głowie tłuką mi się nazwy takie jak Robb, Westeros, Theon, Winterfell i wiele innych gdziekolwiek jestem, w kolejce po mięso, przy zmywaniu podłogi i gotowaniu obiadu. Nie ma na to innej rady, jak tylko szybko złapać za następny tom i nie myśleć o tym, że ten również się skończy.
Poprzednia część „Gra o tron” kończy się ogromnym zamieszaniem w krainie Siedmiu Królestw. Pretendentów do żelaznego tronu jest kilku, a to raczej nie wróży pokojowego załatwienia sprawy. W „Starciu królów” tytuł mówi sam za siebie – wielbiciele wszelkiego rodzaju wojen, starć i potyczek będą wielce usatysfakcjonowani. I choć ja sama się do nich nie zaliczam książkę czytałam z wypiekami na twarzy, bo mimo że głównym tłem są walki, to losy bohaterów są wciągające, i toczą się równie nieprzewidywanie co w pierwszej części. Złudzeniem jest myśl, że w kolejnej części autor wyjaśni zagmatwane sytuacje, które miały miejsce poprzednio. Druga część kończy się pozostawiając czytelnika w równej niepewności.
W „Starciu Królów” pojawia się cała plejada nowych osób i rodów. Przyznaję, że w pewnym momencie zagubiłam się w tej gmatwaninie synów, kuzynów i bękartów, popleczników, zwolenników i przeciwników. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że co i rusz jakieś rody zmieniały swoich suwerenów. I tu znów chylę czoła dla autora, który sam jeden tak poukładał losy swoich fantastycznych krain, że wyszedłby z tego niezły podręcznik do historii dla tamtejszych dzieci. Dla ułatwienia czytelnik ma na końcu książki ściągę, za pomocą której może przypomnieć sobie, która postać z kim trzymała i z jakiego rodu pochodziła.
Jak już wspomniałam to nie bitwy najbardziej zainteresowały mnie w tej książce, ale losy bohaterów. Sercem byłam ze Starkami i zarówno w pierwszej części, tak i w drugiej czekały mnie momenty trwogi o życie członków tego rodu.
Po tragicznych wydarzeniach w Królewskiej Przystani niespełna szesnastoletni Rob musi stanąć na czele nie tylko swojego rodu, ale i wojsk Północy, aby pomścić śmierć Neda Starka, królewskiego namiestnika i swojego ojca. Po pierwszych zwycięskich bitwach zostaje obwołany Królem Północy.
Czy poradzi sobie z tym tytułem?
Jego równolatek, bękart Neda, Jon wyrusza na swoją pierwszą wyprawę za Mur. Kraina za nim jest pełna dzikich, Innych i pradawnej magicznej mocy. Po śmierci ojca traci nadzieję na poznanie prawdy o swojej matce. Ja straciłam ją również, a może autor mnie zaskoczy? Nie byłabym zdziwiona :)
Bran, którego marzenia o zostaniu rycerzem prysły po upadku z wieży odkrywa specyficzną więź, która jeszcze bardziej jednoczy go z jego wilkorem. Podczas nieobecności Roba, zostaje panem na Winterfell i jak na dziewięciolatka radzi sobie z tym nadzwyczaj dobrze. Czy tak młody człowiek potrafi obronić swój gród i najmłodszego z rodzeństwa, Rickona przed zawieruchą wojenną?
Sprytna Arya, która widziała na własne oczy moment stracenia swojego ojca pod zarzutem zdrady, ucieka pod chłopięcym przebraniem z Królewskiej Przystani. Wraz z grupą rzezimieszków i innych podejrzanie wyglądających typów podąża w kierunku Muru. Jednak to daleka i niełatwa droga, dodatkowo skomplikowana przez wojnę. Czarni Bracia z Muru nie stoją po niczyjej stronie, ale czy wszyscy to uszanują? Czy Aryi uda się bezpiecznie dostać do dawno nie widzianego rodzeństwa?
Pozostała jeszcze Sansa. Piszę o niej na końcu gdyż ta postać wzbudziła we mnie najmniej sympatii. Mimo że jest bardzo dziewczęca, ładna i delikatna to jednak jej uduchowiona naiwność i wiara w ideały w tym brutalnym świecie czasem drażnią. Sansa pozostała na dworze, jako narzeczona Joffa, którego kochała miłością czystą i wyidealizowaną. Niestety , kiedy Joffrey został królem pokazał narzeczonej swoją prawdziwą twarz, która skrajnie odbiegała od jej wymarzonego obrazu. Jej sytuacja naprawdę nie jest do pozazdroszczenia. Jak sobie poradzi?
Odpowiedzi na te pytania szukałam w książce „Starcie królów” George'a R.R. Martina. Nie napiszę jednak czy je znalazłam. Musicie te książkę przeczytać sami. Zapewniam, że warto!

"Starcie królów" George R.R. Martin

4 komentarze:

  1. Czytałam już recenzję tej ksiązki, ale przeoczyłam, że to jest takie grube :D Nie znam "Gry o tron" i wiem, że to prawie jak grzech, ale jeszcze nadrobię tę serię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem wielka fanką tej serii. Nie myśl, że kolejna książka przyniesie jakiekolwiek rozwiązanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. @bsz - tomiska sa grube, ale jak dla mnie to i tak za szybko sie czyta. Spróbuj koniecznie!
    @stayrude - nie wiem czemu, ale takie też miałam przeczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tyle warto, co wręcz trzeba przeczytać. :D Najlepsze fantasy, jakie znam. ;) Aktualnie jestem po pierwszym tomie trzeciej części i choć nie jest to łatwe, muszę zwolnić tempo, bo mi się zaraz skończą.

    OdpowiedzUsuń