wtorek, 3 maja 2022

"27 śmierci Toby’ego Obeda" Joanna Gierak-Onoszko

 

 Dawnymi czasy zaczytywałam się w westernach, powieściach i prawdziwych historiach rdzennej ludności obu Ameryk. Szczególnie utkwił mi w pamięci los wodza Geronimo. Był taki moment, w którym próbował uciec ze swoim ludem przed prześladowaniami "białych" do Kanady. Czytając tę historię dopingowałam go w myślach, bo przekroczenie Kanadyjskiej granicy było ratunkiem. Tam Indianie byli chronieni, zyskiwali prawa, które odbierał im rząd USA. W upragnionej Kanadzie  czekała na nich wolność i opieka Państwa. Ta nadzieja gnała pognębione, rdzenne ludy na północ.  Żyłam w tym przeświadczeniu do momentu przeczytania „27 śmierci Toby’ego Obeda”.

 Otóż okazuje się, że zawiodłam się srodze. Ale pal licho mój zawód. Okazuje się, że rząd Kanady zgotował iście piekielny los tysiącom ludzi, w szczególności małym dzieciom. Ktoś wpadł na pomysł ucywilizowania małych rdzennych "dzikusów" umieszczając ich czasem setki kilometrów od domu, w szkole z internatem. Plan był prosty: wyrugowanie w dzieciach języka, tradycji, kultury i poczucia przynależności do swojego ludu a sposoby, którymi egzekwowano przemianę Indian w pełnoprawnych i cywilizowanych Kanadyjczyków mrożą krew w żyłach. Katowane, poniżane i wykorzystywane seksualnie dzieci umierały, uciekały lub próbowały przetrwać. Te, którym się udało nazywają sami siebie "ocaleńcami". Jednak trauma dziecięcych przeżyć pozostaje z nimi do końca. Dorosłym "ocaleńcom" w zapomnieniu nie pomaga alkohol, narkotyki, samookaleczanie się, ani przemoc wobec innych.

 
Książkę przeczytałam będąc w jakiegoś rodzaju letargu, dopiero przy podziękowaniach autorki puściły emocje i popłynęły łzy. Dotarło do mnie, że to były przeżycia prawdziwych ludzi a nie fantazyjne, wymyślone historie z piekła rodem. To kolejna czarna plama na honorze Kościoła katolickiego ale i europejskiego najeźdźcy. Entuzjastycznie celebrowany Columbus Day, jest prztyczkiem w nos dla rdzennej ludności Kanady. 

Ten rzetelny, dobrze napisany reportaż polecam z całego serca ludziom, którzy cenią prawdę. Może nie czyta się go łatwo, ale zapewniam, że nie można się oderwać.

poniedziałek, 24 października 2016

"Kwiaty na poddaszu"





O tej książce słyszałam dużo wcześniej. Czytałam z zainteresowaniem opinie, recenzje na blogach i fragmenty. Zaciekawiły mnie na tyle, że postanowiłam ją przeczytać. Raz nawet byłam bliska kupienia jej. Długo stałam przy półce i trzymałam w ręku, jednak coś kazało mi ją odłożyć z powrotem. W końcu przyszedł ten moment, że mogłam w ciszy i spokoju, z wypiekami na twarzy zagłębić się w historię rodziny Dollangangerów. I muszę przyznać otwarcie, że wypieki pozostały do końca!

Virginia C. Andrews stworzyła poruszającą do głębi opowieść i rozumiem, dlaczego stała się bestsellerem. Głównymi bohaterami jest szczęśliwa i kochająca się rodzina z dwójką dzieci. Z czasem pojawiają się jeszcze bliźnięta, co jeszcze mocniej cementuje ich związek. Jednak to nie jest baśń i szczęście pryska w jednej chwili, gdy w wypadku ginie ojciec rodziny. Na idealnym wzorze, jaki tworzyło życie Dollangangerów pojawiają się kolejno rysy i z każdej z nich, niczym czarne złowieszcze macki, wypełzają skrywane tajemnice. Nagle dom, który był opoką i bezpiecznym schronieniem dla dzieci, już nie należy do nich. W krótkiej chwili zostają z kilkoma walizkami całego dobytku, wśród którego brakuje nawet drogocennych pamiątek po ojcu. Jest tylko jedno miejsce, do którego mogą się udać po ratunek. Matka wyjawia im, że mają dziadków, o których do tej pory nie wiedzieli. Co więcej, są oni bajecznie bogaci. Tylko dlaczego dzieci wyruszają w podróż nocą i jak niechciani intruzi wpuszczani są w wielkiej tajemnicy mało używanym wejściem na strych?

Z każdą stroną książki misterna pajęczyna zdarzeń nabiera coraz to nowych wątków i staje się coraz trudniejsza do przerwania. Autorka snuje przed czytelnikiem historię niewiarygodną i przepełnioną emocjami. Niejednokrotnie wzrusza do łez.

Narratorką jest dziewczynka, Cathy, której marzeniem jest zostać baletnicą. Jej starszy brat pragnie zostać lekarzem. Te jasno sprecyzowane i konkretne marzenia pomagają im przejść przez doświadczenia, na jakie skaże je los. Jednak najbardziej bolesne jest to, że ten los nie jest ślepy. Jego oblicze to twarz osoby, której dzieci bezkrytycznie ufały.

"Kwiaty na poddaszu" to opowieść, którą czyta się jednym tchem. Polecam wszystkim żądnym wzruszeń czytelnikom.
Oczywiście szybko dowiedziałam się, że historia Dollangangerów ma swoją kontynuację i nie mogłam oprzeć się chęci poznania dalszych ich losów. Sięgnęłam więc po "Płatki na wietrze".


I co?
Prawdę mówiąc nie wiem, co napisać, bo całą recenzję mogę streścić w jednym słowie: "rozczarowanie".
Nie lubię odkładać książki w połowie nie przeczytanej, ale tu miałam na to ogromną ochotę. Dobrnęłam więc do końca, ale chyba nikt nie zmusi mnie do przeczytania dalszych części, bo i takowe są.

Pomiędzy tymi dwiema częściami jest ogromna przepaść. Rozumiem, że dziewczyna po ciężkich przejściach w dzieciństwie może być emocjonalnie rozbita, ale zachowanie Cathy bywa zupełnie niezrozumiałe. Los podsuwa jej coraz to nową szansę na dostatnie i spokojne życie, ale ona to konsekwentnie odrzuca. W imię czego? Nie wiem. Początkowo rozumiem, że jest to chęć zemsty i tylko to jest celem jej życia, ale kiedy przychodzi co do czego, Cathy raptem rezygnuje z planów ( swoją drogą zupełnie dziwnych ). Najbardziej drażniło mnie jednak niezdecydowanie bohaterki. Na jednej stronie zdaje sobie sprawę, że nigdy kogoś nie pokocha a za kilka stron tego samego mężczyznę kocha całym sercem, na kolejnej zaś czuje raptowny impuls, że kocha kogoś innego. Zaraz potem stwierdza, że zawsze kochała jednak zupełnie inną osobę. Taki kołowrotek uczuć jest prowadzony z mniejszą lub większą intensywnością przez całą książkę.
 Z grubsza fabuła się jako tako trzyma, gdyby ująć w skrócie całą historię, ale wątki, którymi wypełniła powieść autorka  i sposób w jaki to zrobiła po  prostu irytują. Drażnią również liczne powtórzenia sugerujące, że opowieść powstała w pośpiechu. Mam wrażenie, że książka jest napisana na siłę, żeby wypełnić powstałą lukę na rynku wydawniczym i pociągnąć dłużej na opinii bestsellera, którą osiągnęła pierwsza część.
  Jak wiadomo są gusta i guściki, więc znalazłam też pozytywne opinie "Płatków na wietrze" . Ja polecam tę książkę tylko literackim masochistom.

piątek, 26 sierpnia 2016

Pan Przypadek i mediaktorzy - głosowanie

Głosowanie na okładkę nowej części przygód detektywa Jacka Przypadka trwa w najlepsze. Dołożę więc i ja w tym głosowaniu swoje trzy grosze... a może lepiej punkty. Oto projekt punktowany przeze mnie najwyżej, czyli trzema punktami :

Kolejne dwa punkty przyznaję projektowi poniżej:
I jeden punkcik dostaje ta trochę abstrakcyjna propozycja:
Więcej propozycji oraz regulamin głosowania dostępne na blogu: panprzypadek.blogspot.com


piątek, 22 lipca 2016

"Trzeci klucz" Jo Nesbø



Cóż mogę powiedzieć o Harrym Hole? Po przeczytaniu czwartego tomu cyklu powieści kryminalnych z komisarzem w roli głównej chyba sporo. Już po pierwszym stwierdziłam, że lubię głównego bohatera, ale teraz jest dla mnie prawie, jak przyjaciel. Prawie, bo ja wiem o nim sporo, on o mnie nic. Tak nie działa przyjaźń. Niemniej Harry Hole, mimo, że pełen wad jest bohaterem w pełni pozytywnym a w „Trzecim kluczu” zdaje się wychodzić na prostą ze swojego alkoholizmu, co mnie osobiście bardzo ucieszyło.  Czasami ma się ochotę poklepać go po ramieniu i powiedzieć, że będzie dobrze. Ale on i bez tego świetnie daje sobie radę. Nie zawsze o tym wie, czasem wydaje mu się, że błądzi po omacku, ale w efekcie zawsze odkryje prawdę. Taką mam nadzieję, bo sprawa Ellen Gjelten, jego zamordowanej partnerki jest dalej nie wyjaśniona. Ale wiem, że on nie odpuści. Bo to nie jest w jego zwyczaju. Kiedy tylko najdrobniejszy fakt mu się nie zgadza, nie zaprzestaje śledztwa. A czasem nie ma faktów, jest tylko intuicja, która zazwyczaj nie zawodzi. Lubię Harrego, choć nie podoba mi się jego portret policyjny na końcu książki, ale za to jego gust muzyczny bardzo.

sobota, 16 lipca 2016

"Wybór" Robert Whitlow

Siedemnastoletnia Sandy jest żywym wcieleniem ideału amerykańskiej dziewczyny. Śliczna, niebieskooka blondynka, inteligentna i zdolna uczennica, członkini samorządu szkolnego i świetna cheerlederka. Sandy ma też chłopaka i oczywiście jest to wschodząca gwiazda szkolnej drużyny sportowej. Trochę schematyczni bohaterowie, ale ich historia już nie, choć początkowo właśnie tak się zapowiada.

piątek, 8 lipca 2016

"Tuf Wędrowiec" - G.R.R. Martin

G.R.R. Martin jest mi znany jako autor genialnych „Pieśni Lodu i Ognia”. Muszę napisać, że cieszę się, iż książkę „Tuf Wędrowiec” przeczytałam kilka lat później po zapoznaniu się ze wspomnianą serią, inaczej nie potrafiłabym w pełni dostrzec jej zalet i nie uniknęłabym porównań, które raczej wypadłyby blado i na niekorzyść tej ostatniej.

czwartek, 9 czerwca 2016

"Non Stop" Brian Aldiss - powrót klasyką gatunku :)

Wpadła mi ostatnio w ręce książka Briana W. Aldissa "Non stop". Wydanie stare, bo z 1975 roku. Okładka wydała mi się intrygująca, choć zupełnie niepasująca do dzisiejszych standardów. Skusiłam się, bo dawno nie czytałam dobrej, klasycznej science-fiction. Powieść objętościowo jest niewielka, więc pomyślałam, że będzie idealna na powrót do jednego z moich ulubionych gatunków literackich. I to, co początkowo uznałam za zaletę, okazało się być największym minusem tej książki. Zdecydowanie zbyt szybko się skończyła. Ale zacznijmy od początku.