piątek, 8 lipca 2016

"Tuf Wędrowiec" - G.R.R. Martin

G.R.R. Martin jest mi znany jako autor genialnych „Pieśni Lodu i Ognia”. Muszę napisać, że cieszę się, iż książkę „Tuf Wędrowiec” przeczytałam kilka lat później po zapoznaniu się ze wspomnianą serią, inaczej nie potrafiłabym w pełni dostrzec jej zalet i nie uniknęłabym porównań, które raczej wypadłyby blado i na niekorzyść tej ostatniej.
Powiem szczerze, że przez jakiś czas po przeczytaniu „Pieśni Lodu i Ognia” wszystkie książki wydawały mi się lekturą bez polotu. Może kiepsko trafiałam, a może to był typowy kac po książkowy, niemniej cieszę się, że już minął. A sprawiła to seria piastowska Pani Cherezińskiej, choć o tym kiedy indziej. „Tuf Wędrowiec” to zbiór opowiadań, które zostały napisane na długo przed „PLO”. Łączy je postać głównego bohatera, posiadacza niewielkiego, odrapanego statku o długiej i dla wielu idiotycznej nazwie „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach”. Haviland Tuf zostaje pokazany jako wielkie chłopisko z ogromnym, rozlanym brzuszyskiem, z twarzą pociągłą i bez wyrazu. Jego skóra przypomina barwą kredę i pozbawiona jest zupełnie włosów. Dodajmy do tego umiłowanie do piwa i jedzenia (bezmięsnego), stoicki spokój w kryzysowych sytuacjach i przedkładanie towarzystwa kotów nad ludzi i mamy dość ciekawego i intrygującego bohatera. Język, którym posługuje się Tuf jest niezwykle wyszukany, co wyróżnia go wśród ludzi, z którymi styka go los. Inteligencja pozwala wydostać się z opresji, w którą co rusz wplątuje go chęć pomocy innym oraz posiadanie statku, który jest dla wielu istot przedmiotem bezgranicznego pożądania. I gwoli wyjaśnienia nie piszę tu o wspomnianym wyżej „Rogu…”. W niespodziewanych okolicznościach bowiem , Tuf, skromny kupiec, któremu ostatnimi czasy trochę brakuje szczęścia w handlu, jak zwykł o sobie mówić, staje się właścicielem i dowódcą biowojennego okrętu Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego. „Arka” to statek, który jest śmiertelnie niebezpieczną bronią. Ponad trzydziestokilometrowy produkt geniuszu dawno wymarłych Ziemian. Na szczęście człowiek, który nim włada jest dobroduszny, miękki (dosłownie i w przenośni) wrażliwy na krzywdę innych, szczery, prawdomówny i życzliwy. Takiego postrzegamy Tufa na początku tej historii. Czy taki człowiek honoru może zmienić się, gdy ma możliwość dysponowania mocą zniszczenia każdej planety i zabicia każdej istoty, którą spotka? Czy nie wpadnie na myśl, żeby sprawdzić jak to jest być Bogiem? W pewnym momencie lektury zaczęłam zastanawiać się, czy Tuf to naprawdę altruista czy może cynik. Pomaga, czy bawi się z nudów? Cóż, najlepiej przekonać się o tym czytając książkę G.R.R. Martina. Fabuła zaciekawia i zaskakuje zwrotami akcji i pomysłowością, bohaterowie są wiarygodnie różnorodni a wszystkie światy stworzone ciekawie i niejednostajnie. Jedynym minusem tej pozycji jest dla mnie zbyt monotonny słowotok głównego bohatera. Jak dla mnie autor trochę przedobrzył. Poza tym fajnie się czyta. Książkę polecam oczywiście wszystkim fanom science-fiction. Jest to sprawnie napisana pozycja, okraszoną dawką humoru, która jednak pod płaszczykiem zabawnych opowiastek obnaża ciemne strony ludzkiego charakteru. Nienasycona pogoń za dobrem materialnym, zachłanne korzystanie z darów przyrody bez myślenia o konsekwencjach, chęć dominacji nad innymi bez względu na wszystko to tylko niektóre problemy przemycone zręcznie przez autora w tej powieści. Zarówno w fikcyjnym świecie Tufa, jak i w realnym świecie czytelnika, takie postawy mogą w przyszłości zaowocować nieprzyjemnymi konsekwencjami. Autor wytyka rasie ludzkiej jej krótkowzroczność w ekspansywnym zaludnianiu ziemi czy zbytnim ingerowaniu w porządek, którym obdarzyła nas natura. Ale czy jest w stanie to powstrzymać? Wszystko jest w naszych rękach. Ocena ogólna: Historia całkiem przyjemna, lecz wypieków na twarzy brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz